17 marca 2015

Dzień jak codzień

Mój typowy dzień rozpoczyna się o godzinie 5:46 (od poniedziałku do czwartku) lub o 7:47 (piątki).
Po wyłączeniu budzika potrzebuję chwili aby dojść do siebie czyli po prostu wrócić ze świata snu do rzeczywistości.
Gdy już do tego dojdzie, idę do kuchni zjeść śniadanie, które najczęściej składa się z płatków z mlekiem.
Następnie wracam do pokoju i albo się zaczynam się ubierać albo jeszcze odsypiam. W między czasie robie tzw. poranną toaletę.
Z domu wychodzę różnie, czasem spóźniam się na pierwszy autobus, którym mam o 6:15. Następny jest o 6:23 i prawdę powiedziawszy jadąc o tej godzinie jestem tak "na styk" w szkole.
W autobusie (oraz tramwaju, na który się przesiadać mniej więcej w połowie drogi) często uczę się jeszcze, gdyż wieczorem nie zawsze mi się chce. 

Przyjeżdżam do szkoły, idę do szatni odnieść kurtkę, a następnie pod salę.
Potem wiadomo rozpoczynają się lekcje, jedne ciekawsze, drugie mniej. Jedne bardziej, inne mniej wymagające. Między lekcjami czasem są takie przerwy, że cała klasa kuje, bo ma nauczyciel ma pytać lub jest jakiś sprawdzian itp. Natomiast jeśli chodzi o chłopaków (bo jak już kiedyś pisałem, mam samych facetów w klasie) to wydaje mi się, że jesteś zgraną ekipą, gdzie dla mnie taka sytuacja jest miła niespodzianką, bo w  poprzednich klasach tworzyły się raczej takie małe grupki znajomych. 

Od poniedziałku do czwartku mam na 7:10 i  nie ukrywam, że na początku było mi bardzo ciężko, co świadczy choćby sam fakt, że Pani od polskiego zapamiętała już moje nazwisko po pierwszej lekcji, ponieważ mi się przysnęło :D W czwartki natomiast rozpoczynam o godz 8:55.
Szczerze jednak wolę szybciej zaczynać i szybciej być z powrotem w domu.
Zajęcia w szkole kończę w przedziale od 12:30 do 15:25 czyli w domu jestem najpóźniej po 16. 

Gdy w końcu wejdę do domu, po paru godzinach męczarni, najczęściej obiad mam już gotów, czasem trzeba jednak go zrobić... może i potrafię gotować ale jak wracam ze szkoły to wyjątkowo mi się nic nie chce. W sumie teraz rozumiem trochę mamę, przecież ona też waraca zmęczona po pracy. Więc mówiąc kolokwialnie, spinam dupę i jechane.
Po posiłku są dni gdzie po prostu śpię, bo w nocy krótko spałem (jeśli można powiedzieć, że kiedykolwiek długo śpię).
Po chwili odpoczynku lub wspomnianej drzemce zabieram się za lekcje i tak w sumie schodzi mi czas do wieczora.
Tzn nie siedzę parę godzin przed książkami... moja nauka, obrabianie lekcji itp wygląda mniej więcej tak, że robię robię, a za 5-10 min obczajam co nowego na fb, asku lub messengerze. Wiem, że to niezbyt dobra metoda ale można powiedzieć, że jakoś wiąże koniec z końcem. 

Wieczorem od czasu do czasu oglądam jakiś film lub robie coś na kompie. Gdy już wszystko mam zrobione, to idę się kompać. Jednak zanim to uczynię, ćwiczę i sam jestem zdziwiony, bo robię to nieustannie od paru miesięcy. Mój trening, jeśli można tak to nazwać, polega na robieniu pompek (100pompek.pl <-- jakby był ktoś zainteresowany jak dokładnie ćwiczę).
Po treningu i umyciu się, jak wiadomo idę spać. Przeważnie robie to w granicach 1-2. Po raz kolejny mówiąc, wiem, że to niewłaściwe zachowanie, bo śpię średnio 5 godzin i może nie zawsze taka ilość snu mi wystarcza ale tak już jestem do tego przyzwyczajony. Przyczyną tego jest między innymi to, iż nie potrafię zbytnio rozplanować sobie czasu i dlatego nie starcza mi go na wszystko więc siłą rzeczy robie normalne czynności dłużej.
Ale cóż, taki już jestem i wątpię, żeby w najbliższym czasie miałoby się zmienić moje postępowanie w tej sprawie.
Rankiem wszytsko zaczyna się od początku :)

Uff... trochę długo dzisiaj... jak zwykle zapraszam do komentowania i zaglądania tutaj częściej.
Do następnego razu!
~Cisek


1 komentarz:

✅ Zachęcam do wyrażenia swojej opinii.
✅ Podaj także swojego bloga, chętnie zajrzę :)
✅ Staram się odpowiadać na każdy komentarz!