22 marca 2015

Marzenia

Marzenia - każdy je ma, jedni mniejsze inni większe ale wszystkim przyświeca jedna idea - spełnienia ich.

No i właśnie dochodzimy tutaj do pewnej kontrowersji, czy warto mieć marzenia, nawet jeśli są one kompletnie nierealne, niewykonalne?
Niektórzy pewnie powiedzą, że "nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko te, z których za szybko rezygnujemy" i, może trochę zaskakująco ale w pełni się z tym zdaniem zgodzę!
Chociaż wiadomo, że jeśli ktoś sobie wymarzy lot w kosmos, to może się wydawać nierealne ale wszystko jest możliwe, trzeba po prostu chcieć i dążyć do spełnienia swojego celu. Akurat ten przykład, który podałem wyżej jest do zrealizowania, ponieważ ostatnio słyszałem o próbach lotów samolotami w kosmos. Ceny są wręcz astronomiczne, co w sumie pasuje do charakteru "wycieczki" ale Ci ludzie, którzy polecą,  też musieli na to ciężko zapracować.

Lecz nadal nie odpowiedziałem na pytanie czy warto marzyć.
Odpowiedź brzmi: warto! Są one nieodzowną częścią człowieczeństwa, one zawsze były, są i będą praktycznie zawsze.

"Człowiek bez marzeń, to człowiek bez nadziei. Życie bez nadziei, to życie bez celu"

Dzisiaj w końcu krótko wyszło :)
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia w następnym poście!

~Cisek

17 marca 2015

Dzień jak codzień

Mój typowy dzień rozpoczyna się o godzinie 5:46 (od poniedziałku do czwartku) lub o 7:47 (piątki).
Po wyłączeniu budzika potrzebuję chwili aby dojść do siebie czyli po prostu wrócić ze świata snu do rzeczywistości.
Gdy już do tego dojdzie, idę do kuchni zjeść śniadanie, które najczęściej składa się z płatków z mlekiem.
Następnie wracam do pokoju i albo się zaczynam się ubierać albo jeszcze odsypiam. W między czasie robie tzw. poranną toaletę.
Z domu wychodzę różnie, czasem spóźniam się na pierwszy autobus, którym mam o 6:15. Następny jest o 6:23 i prawdę powiedziawszy jadąc o tej godzinie jestem tak "na styk" w szkole.
W autobusie (oraz tramwaju, na który się przesiadać mniej więcej w połowie drogi) często uczę się jeszcze, gdyż wieczorem nie zawsze mi się chce. 

Przyjeżdżam do szkoły, idę do szatni odnieść kurtkę, a następnie pod salę.
Potem wiadomo rozpoczynają się lekcje, jedne ciekawsze, drugie mniej. Jedne bardziej, inne mniej wymagające. Między lekcjami czasem są takie przerwy, że cała klasa kuje, bo ma nauczyciel ma pytać lub jest jakiś sprawdzian itp. Natomiast jeśli chodzi o chłopaków (bo jak już kiedyś pisałem, mam samych facetów w klasie) to wydaje mi się, że jesteś zgraną ekipą, gdzie dla mnie taka sytuacja jest miła niespodzianką, bo w  poprzednich klasach tworzyły się raczej takie małe grupki znajomych. 

Od poniedziałku do czwartku mam na 7:10 i  nie ukrywam, że na początku było mi bardzo ciężko, co świadczy choćby sam fakt, że Pani od polskiego zapamiętała już moje nazwisko po pierwszej lekcji, ponieważ mi się przysnęło :D W czwartki natomiast rozpoczynam o godz 8:55.
Szczerze jednak wolę szybciej zaczynać i szybciej być z powrotem w domu.
Zajęcia w szkole kończę w przedziale od 12:30 do 15:25 czyli w domu jestem najpóźniej po 16. 

Gdy w końcu wejdę do domu, po paru godzinach męczarni, najczęściej obiad mam już gotów, czasem trzeba jednak go zrobić... może i potrafię gotować ale jak wracam ze szkoły to wyjątkowo mi się nic nie chce. W sumie teraz rozumiem trochę mamę, przecież ona też waraca zmęczona po pracy. Więc mówiąc kolokwialnie, spinam dupę i jechane.
Po posiłku są dni gdzie po prostu śpię, bo w nocy krótko spałem (jeśli można powiedzieć, że kiedykolwiek długo śpię).
Po chwili odpoczynku lub wspomnianej drzemce zabieram się za lekcje i tak w sumie schodzi mi czas do wieczora.
Tzn nie siedzę parę godzin przed książkami... moja nauka, obrabianie lekcji itp wygląda mniej więcej tak, że robię robię, a za 5-10 min obczajam co nowego na fb, asku lub messengerze. Wiem, że to niezbyt dobra metoda ale można powiedzieć, że jakoś wiąże koniec z końcem. 

Wieczorem od czasu do czasu oglądam jakiś film lub robie coś na kompie. Gdy już wszystko mam zrobione, to idę się kompać. Jednak zanim to uczynię, ćwiczę i sam jestem zdziwiony, bo robię to nieustannie od paru miesięcy. Mój trening, jeśli można tak to nazwać, polega na robieniu pompek (100pompek.pl <-- jakby był ktoś zainteresowany jak dokładnie ćwiczę).
Po treningu i umyciu się, jak wiadomo idę spać. Przeważnie robie to w granicach 1-2. Po raz kolejny mówiąc, wiem, że to niewłaściwe zachowanie, bo śpię średnio 5 godzin i może nie zawsze taka ilość snu mi wystarcza ale tak już jestem do tego przyzwyczajony. Przyczyną tego jest między innymi to, iż nie potrafię zbytnio rozplanować sobie czasu i dlatego nie starcza mi go na wszystko więc siłą rzeczy robie normalne czynności dłużej.
Ale cóż, taki już jestem i wątpię, żeby w najbliższym czasie miałoby się zmienić moje postępowanie w tej sprawie.
Rankiem wszytsko zaczyna się od początku :)

Uff... trochę długo dzisiaj... jak zwykle zapraszam do komentowania i zaglądania tutaj częściej.
Do następnego razu!
~Cisek


08 marca 2015

Wyklęci

Parę dni temu leciał dość ciekawy polski film dokumentalno-fabularny "Inka 1946".
Był on puszczony ze względu na wspomnienie Żołnierzy wyklętych, które miało miejsce 1 marca.
Opowiadał on o losach Danuty Siedzikówny pseudonim Inka, a tak właściwie głównie o jej ostatnich tygodniach/miesiącach życia. 

Dziewczyna ta była tylko sanitariuszką w jednym z oddziałów Armii Krajowej. Miała ona niespełna 18 lat, a gdy została pojmana i aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa wiek nie był żadną okoliczności łagodzącą. 

Ubecy stosowali przeróżne metody aby wyciągnąć z niej informacje gdzie znajduje się niejaki major Zygmunt Szendzielarz Łupaszko, który był pod rozkazami Polskiego  Rządu na Uchodźstwie.
Komuniści chcieli go złapać, gdyż był on jednym z byłych członków AK, która po wyzwoleniu "zeszła" do podziemia aby tam dalej przeciwstawiać się wrogowi. 

Najgorsze w tym jest to, że ubecy, którzy torturowali Inkę fizycznie jak i psychicznie byli Polakami
Nie mieli oni żadnych skrupułów aby  bić, poniżać, ośmieszać swoją, jakby nie patrzeć, rodaczkę.
Chociaż.. tak naprawdę to tylko w teorii byli oni Polakami, w praktyce przestali nimi być gdy zaczęli współpracować z NKWD (w skrócie, z komunistami ). 
Na przesłuchaniach robili jej pranie mózgu. Grali  "dobrego i złego policjanta". Polegało to na tym, że jeden z ubeków był dla niej miły, chciał ją przekonać uwolnieniem za informacje. Drugi zaś bił ją, krzyczał na nią, poniżał. 

Lecz Inka nie dała się zastraszyć i dochowała przysięgi jaką złożyła wstępując do AK. Została rozstrzelana 28 sierpnia 1946 roku. 

Abstrahując trochę od filmu, sędzia, który wydał wyrok został pochowany z najwyższymi honorowi wraz z uroczystą salwą.
Okey ja rozumiem, że pogrzeb powinien być uroczysty ale salwa przysługuje tylko osobą najbardziej zasłużonym dla kraju.. 
Oczywiście ktoś powie, że z góry miał narzucone jaki wyrok powinien paść ale z całym szacunkiem, on nic takiego nie zrobił aby być pochowany z takimi honorami

Na koniec chciałem przeprosić za tak długą nieobecność ale po prostu miałem małe problemy techniczne. 
Także do następnego weekendu jak mniemam.
Siemanko! 
~Cisek 

Ps: Jak zwykle link do yt. Tym razem będzie to jeden z pierwszych soundtrack'ów do F&F7  ;3